Zostałyśmy powołane, by być kobietami, które mówią o obecności Boga w naszym świecie i kochają do końca, aż do oddania życia.

Sukces porażki

 Osiemnaście lat temu, kiedy rozeznawałam wstąpienie do Zgromadzenia Najświętszego Serca Jezusa, poprosiłam o biografię założycielki. Mistrzyni nowicjatu dała mi także biografię kogoś jeszcze, tłumacząc, "ona jest dla mnie wzorem”. Tym kimś była św. Filipina Duchesne RSCJ (1769-1852), której święto dziś obchodzimy.

 Zanim otworzyłam książkę miałam okazję usłyszeć kilka rzeczy o Filipinie: była bliską towarzyszką Magdaleny Zofii i przez lata tęskniła, by zostać misjonarką, przewodząc ostatecznie niewielkiej grupie RSCJ, które sprowadziły Zgromadzenie do USA. Okładka książki pokazywała jej pracę z rdzennymi mieszkańcami Ameryki, a więc założyłam, że musiała ona robić to latami. Przyjęłam również, że miałam przeczytać biografię kogoś, kto był udanym pionierem, założycielką, przewodnikiem duchowym i administratorem.

 W rzeczywistości to, co odkryłam czytając, to była biografia silnej, pełnej pasji, odważnej, szczodrej, zawziętej, upartej kobiety, która oddała 110% siebie, by służyć Bogu ... i która w tym procesie napotkała więcej porażek niż sukcesów.

 Jeśli kiedykolwiek istniała kobieta aż nadto obdarzona brakiem zdolności zwanej „dotykiem Midasa” (umiejętność zarabiania dużych pieniędzy – przyp. tłumacza), to była nią właśnie Filipina. Zmagała się, by opanować chociaż podstawową znajomość angielskiego, co samo w sobie ograniczało jej skuteczność; szkoły, które prowadziła walczyły o przetrwanie podczas gdy te, prowadzone przez jej towarzyszki rozkwitały i – z każdej innej strony - zawsze coś wydawało się iść nie tak. Decyzje i priorytety zmieniane przez innych, zastraszanie duchownych, nagany, zły stan zdrowia, kłótnie, nieporozumienia, trudności w komunikowaniu się z domem macierzystym, trudne warunki bytowe, finansowa niepewność ... wszelkiego rodzaju komplikacje. Przez cały ten czas, Filipina pracowała długo i ciężko, modląc się coraz dłużej i z coraz większym wysiłkiem, będąc coraz bardziej świadoma swoich porażek: w 1834 roku pisała do Magdaleny Zofii, że czuje się jak "zużyte narzędzie”, bezużyteczny kij, nadający się tylko do postawienia w ukrytym kącie, poza obszarem widzenia".

 Pragnieniem serca Filipiny było pracować z rdzennymi mieszkańcami Ameryki i podczas czytania biografii wciąż zastanawiałam się, kiedy ona dotrze do spełnienia tej obietnicy z okładki książki! I faktycznie, kiedy skończyła 72 lata i podupadała na zdrowiu, w końcu ją zrealizowała: wytrwała tylko rok, w dużej mierze przeżywając go w formie modlitewnej obecności, która przyniosła jej imię „Kobiety, Która Zawsze Się Modli”. Jej ostatnie dziesięć lat życia były wypełnione jeszcze bardziej modlitwą, obok poczucia coraz większego ograniczenia, bezużyteczności i porażki.

 Ale, jak wiemy, Bóg patrzy inaczej i Filipina została kanonizowana w 1988 roku - nie za to, co zrobiła, ale za to kim była. Jest ona przypomnieniem, że świętość nie zależy od sukcesu i że Bóg nie patrzy na nasze dokonania lub niepowodzenia, ale na czystość naszych intencji i całkowite otwarcie naszych serc. A serce Filipiny - niezależnie od jej wad i ograniczeń - płonęło miłością do Boga, a jej jedynym pragnieniem było, by kochać jeszcze bardziej i służyć, gdzie i jak mogła.

 T. Govern Duffy SJ powiedział o niej w „Heart of Oak” („Serce Dębu”): -

„Czego nauczyliśmy się od niej?
Wartości wytrwania w dążeniu do celu,
sukcesu porażki i błahości własnych standardów sukcesu;
mocy łaski wyzwolonej przez głębokie Boże pragnienia
i wykonywanie zwykłych codziennych obowiązków”.

 Jest to z pewnością coś, co warto świętować i przypominać w świecie napędzanym przez wskaźniki sukcesu, mierzone przychodami i efektami!

Silvana Dallanegra RSCJ (z jej bloga, dnia 18.11. 2011)
tłumaczyła s. Anna Żamojda rscj
© SACRE COEUR - ZGROMADZENIE NAJŚWIĘTSZEGO SERCA JEZUSA