1779-1865
Jako
dziecko, była dziewczynką bardzo
delikatną, kochaną, tryskającą życiem i inteligencją. Urodziła się
przedwcześnie, pewnej grudniowej nocy, w małym burgundzkim miasteczku Joigny, w
blasku palącego się w sąsiedztwie domu. Ponieważ była bardzo słaba, zaraz
następnego ranka została ochrzczona. Była trzecim dzieckiem w rodzinie średnio
zamożnego bednarza, posiadającego również winnice. Jej dom rodzinny mieścił się
przy ul. du Puits Chardon (obecnie ul. Davier nr.11). W wieku siedmiu lat
rozpoczęła naukę pod kierownictwem swego brata Ludwika, seminarzysty, który
czekając na osiągnięcie wieku wymaganego do święceń kapłańskich podjął się
pracy nauczyciela klas 6-tych i 7-mych w miejscowej szkole. Mała Zofia pod jego
bardzo surowym przewodnictwem robiła ogromne postępy we wszystkich dziedzinach
wiedzy. Jej chłonny umysł równie łatwo przyswajał sobie podstawy filozofii,
grekę, łacinę i elementy nauk przyrodniczych jak i wiedzę religijną. Brat nie
pozwalał jej zupełnie na zabawy z przyjaciółkami, ani na uciechy tradycyjnego w
tym regionie święta winobrania. Jansenistyczna surowość panująca w rodzinie nie
zdołała na szczęście zgasić w niej spontani
cznego i radosnego usposobienia.
Prawdziwym zagrożeniem dla spokojnego rozwoju Zofii i poczucia bezpieczeństwa
rodziny stała się Rewolucja i czas Terroru.
Okazały
się wówczas wielkie zalety jej charakteru. Mimo młodego wieku wykazała się
ogromną odwagą i samozaparciem. Pasjonowała
ją nauka; okoliczności zmusiły ją do pracy
w pracowni bieliźniarskiej. W domu łagodziła napięcia między ojcem, człowiekiem
pracowitym lecz nieco szorstkim, a matką - osobą kulturalną,
delikatną i wrażliwą, ale ze skłonnościami do melancholii. Szczególnie trudną
rolę miała do spełnienia, gdy brat, po cofnięciu swej przysięgi na Konstytucję
był ścigany przez jakobinów, i tylko dzięki Bożej Opatrzności
uniknął gilotyny. Ona była tą, która podtrzymywała na duchu swoich
najbliższych. W tym też czasie Zofia odkryła nabożeństwo do Najświętszego Serca
Jezusa i zrozumiała, że w jej sercu wzrasta miłość do Chrystusa i całkowite
zawierzenie Jemu.
Jako młoda dziewczyna wykazała wielką stanowczość i wielkoduszność zgadzając się pojechać z bratem, uwolnionym z więzienia po upadku Robespierre'a, do Paryża, by tam kontynuować swoją formację. Oderwanie się od czułej, matczynej miłości, z pewnością wiele ją kosztowało. Była zdecydowana oddać swoje życie całkowicie Bogu. W wyniku Rewolucji wszystkie klasztory we Francji były zamknięte. Propozycję brata odczytała jako możliwość wejścia na drogę wyrzeczenia i wielkoduszności. Przez pięć lat prowadzi w Paryżu życie ukryte, poświęcone modlitwie i nauce, ucząc równocześnie potajemnie dzieci z dzielnicy w której mieszkała (le Marais), religii. Dzieci te zupełnie niczego nie wiedziały z tej dziedziny.
W
1800 roku Ludwik przedstawił ją ojcu Józefowi Varin, który chciał założyć żeńskie zgromadzenie zakonne oparte na
duchowości Serca Jezusa i zajmujące się wychowaniem młodzieży. Zofia nosiła
w sercu pragnienie wstąpienia do karmelu, ale apel o.Varin pobudził ją do
refleksji: czyż sytuacja młodych dziewcząt w tym zdezorientowanym,
porewolucyjnym okresie i jej własne walory (wykształcenie, kultura,
wrażliwość),które niewątpliwie posiadała, nie są dla niej znakami woli Bożej? W
takim kontekście stała się fundatorką
Zgromadzenia Sacré Coeur. Początkowo uczyła w Amiens, potem w Grenoble, a
następnie w Poitiers, gdzie w wieku 26 lat została wybrana na przełożoną
generalną i założyła pierwszy nowicjat. Od tego momentu jej życie było
całkowicie oddane na służbę Zgromadzeniu którym zarządzała, przemierzając
Francję i Europę, udając się wszędzie tam gdzie proszono ją o zakładanie
pensjonatów dla "panienek ze sfer". Przy każdym z nich starała się
jednocześnie zakładać szkołę bezpłatną, (niekiedy sierociniec), w której
mogłyby się uczyć biedniejsze dziewczęta, dla których w tych czasach nie było
żadnych możliwości kształcenia.
Jej długie życie zakonne - od roku 1800 do 1865 roku - wypełnione było modlitwą, pracą i cierpieniem, lecz także nie pozbawione głębokiej radości.
Jej wiara w miłość Boga objawiającą się w Sercu Jezusa była niezwykła. Jej intensywna, modlitwa przeciągała się niekiedy do siedmiu godzin w ciągu dnia lub nawet nocy, gdyż najważniejszą dla niej sprawą było odpowiedzieć na tę przeogromną miłość adoracją i uczynić wszystko, by była ona poznana i ukochana przez ludzi całego świata, przyczyniając się do zbawienia jak największej ilości dusz.
Modlitwa
była duszą jej życia i ożywiała jej przeogromną pracę na rzecz młodzieży.
Wychowanie dzieci i młodzieży, według niej, znaczyło przede wszystkim
pokochanie ich, wczuwanie się w ich problemy, poszanowanie wrodzonych cech ich osobowości i możliwości
intelektualnych, nauczanie wyzwalające i pobudzające ich zdolności, ćwiczące
zdrowy osąd, wyrabiające wolę i poczucie odpowiedzialności. By móc taki program
realizować trzeba było przygotować wychowawczynie i otwierać szkoły, co
pociągało za sobą rozmowy z władzami
kościelnymi i świeckimi, zakup terenów, budowy lub przebudowy budynków,
wysyłanie ekipy zakonnic i to w sytuacji, gdzie sama musiała podejmować
obowiązki nauczania, zarządzania i prac
materialnych. Zakłady już istniejące trzeba było wizytować, z czym wiązały się
długie i męczące podróże dyliżansem lub wynajętym pojazdem z jednego miasteczka
do drugiego. W pamięci sióstr szczególnie zapisała się podróż z Poitiers do
Grenoble z roku 1806. By czuwać, choćby z daleka nad wszystkimi dziełami,
zmuszona była prowadzić bardzo rozległą korespondencję, która pozwalała na
przekazywanie informacji, udzielanie rad i dodawanie odwagi, wyjaśnianie spraw
trudnych. Otworzyła 122 domy. Niektóre z nich zostały zniszczone na skutek
wojen i prześladowań. W roku 1865 - roku jej śmierci - pozostawiła 89 domów w
pełnym rozkwicie. W tym okresie tysiące dzieci było wychowanych przez 3550
zakonnic. Były one rozrzucone w 16 krajach Europy, Afryki i Ameryki. Na ten
ostatni kontynent nie mogła udać się osobiście, gdyż obowiązki przełożonej
generalnej zatrzymały ją w Europie, ale wysłała tam już w 1818 roku swoją
najlepszą przyjaciółkę Philippinę Duchêne (kanonizowaną przez Kościół w 1988
r.), która otworzyła pierwsze szkoły w niezwykle trudnych warunkach ze względu
na ogromne ubóstwo...z tego zasiewu w roku 1865 wyrosło ich już 28, a stamtąd Sacré Coeur przeniosło się do krajów Ameryki
Łacińskiej.
Ten imponujący rozwój nie powinien nas wprowadzić w iluzję łatwych sukcesów; jest to owoc dużych doświadczeń i cierpień. Najpierw cierpienia fizycznego, spowodowanego długą i powtarzającą się chorobą, epidemiami, które dziesiątkowały szeregi uczennic i zakonnic (1850 zakonnic Sacré Coeur zmarło za życia M Barat; często były to zakonnice najmłodsze), zamieszkami politycznymi (rewolucje we Francji i Włoszech) i prześladowaniami, w wyniku których siostry zmuszone były do opuszczenia niektórych krajów (Szwajcaria). Jeszcze boleśniejsze były sprzeciwy, a nawet oszczerstwa skierowane przeciw niej i jej dziełu oraz nieporozumienia wewnątrz Zgromadzenia. Dwukrotnie Zgromadzenie narażone było w swoim istnieniu na skutek kryzysów wewnętrznych (w latach 1809-1815 i 1839-1843). Wszystkie te trudności przezwyciężała zawsze tą samą bronią: milczeniem, pokorą i modlitwą jednoczącą ją z Jezusem Chrystusem do tego stopnia, że czerpie z Niego niezłomną nadzieję i zdolność do całkowitego przebaczenia tym, którzy zadali jej ból.
A
cóż dopiero powiedzieć o radościach, które rozświetlały jej życie: jej
zjednoczeniu z Bogiem, przychylności Kościoła, do którego była głęboko
przywiązana, otaczającym ją szacunku i przywiązaniu, które były odpowiedzią na
jej pełną poświęcenia miłość - miała bowiem wyjątkowy dar do nawiązywania
kontaktów - ze strony osób znaczących z
kręgów Kościoła i arystokracji,
przedstawicieli świata kultury i prostych rzemieślników, zakonnic i uczennic.
Wszystkich przyjmowała jednakowo okazując zainteresowanie ich sprawami, umiejąc
słuchać i okazywać sympatię. Każdy odchodził pokrzepiony, ze świadomością, że
został zrozumiany. Jednak pierwszeństwo dawała zawsze małym i ubogim. Dla nich
miała zawsze czas, ofiarowywała pomoc, nie szczędziła gestów delikatności. W końcowym okresie swego życia, jedynym
odprężeniem dla niej, na które zawsze się zgadzała, było przyjmowanie małych
pensjonarek z ul. Varin (obecnie Muzeum Rodin), przyprowadzanych przez
wychowawczynie do pobliskiego Domu Generalnego, w którym przebywała. Dzieci
siadały wokół świętej pod wielkim cedrem....radosnym rozmowom nie było końca. Ona zadawała im pytania lub odpowiadała na ich pytania, umilając czas
rozdawaniem smakołyków - radość była obustronna, ponieważ dzieci świetnie
rozpoznają tego, kto je kocha...
Zmarła
25 maja 1865 roku, w święto Wniebowstąpienia. Beatyfikowana została w 1908
roku, a kanonizowana w1925 r. Dzisiaj około 4000 zakonnic na wszystkich
kontynentach stara się żyć według jej wzoru i kontynuować jej dzieło. Na całym
świecie tysiące uczennic i dawnych uczennic
oraz wychowawców i różnego rodzaju współpracowników czerpie z bogactwa
wpływu jej miłości i świętości, często nie zdając sobie z tego sprawy.
Jej relikwie znajdują się w kościele pw. św. Franciszka Ksawerego w Paryżu .