Zostałyśmy powołane, by być kobietami, które mówią o obecności Boga w naszym świecie i kochają do końca, aż do oddania życia.

Wyprawa w celu żegnania wakacji zgromadziła 4 dzielne Siostry, które nie wystraszyły się porannych deszczy i ruszyły na podbój puszczy Kampinoskiej. Żegnanie lata było nie lada wyzwaniem, biorąc pod uwagę fakt, że było to lato z komarami. Pożegnanie dokonywało się więc głównie poprzez przepędzanie lub ubijanie. W najtrudniejszych momentach musiałyśmy ratować się ucieczką, a i tak ślady walki pozostały z nami na kolejne dni. Udało nam się natomiast skutecznie uniknąć zmoknięcia, zwiedzając muzeum, o czym za chwilę. 

Piękna puszcza kampinoska pozwoliła nam nacieszyć zmysły leśnymi zapachami, kolorami wrzosów, dźwiękiem ciszy i ciepłem sierpniowego słońca. Zadziwiał nas ciągle zmieniający się krajobraz z coraz to inną roślinnością. To wszystko w połączeniu z doborowym towarzystwem zapewniło nam doskonały odpoczynek przed nadchodzącym kolejnym rokiem wspólnotowym. 

Nasza wyprawa miała nieoczekiwany motyw przewodni, jakim okazał się krzyż. Nie tyle ze względu na ogrom cierpienia, co raczej ilość napotkanych krzyży. Jeszcze przed wejściem do lasu odwiedziłyśmy pierwszy cmentarz na naszej trasie i miałyśmy okazję pomodlić się przy grobie niedawno zmarłej cioci Uli. Potem postanowiłyśmy iść za ciosem i zboczyłyśmy nieco z wyznaczonej trasy, by zobaczyć miejsce rozstrzelania warszawskiej inteligencji w Palmirach. Morze grobów ponad 2000 osób przykuwało uwagę przede wszystkim ilością symboli „NN”, świadczących o tym, że większości ofiar nie udało się zidentyfikować. Postanowiłyśmy zwiedzić też muzeum, gdzie w obszerny sposób mogłyśmy się zapoznać z historią masowych mordów w czasie II wojny światowej.

Krzyży jednak było więcej. Na naszej drodze stanął pomnik powstańców z czasów powstania styczniowego oraz przydrożne krzyże zapewne upamiętniające wypadki na tamtejszej trasie. Na koniec jednak bohaterem okazał się krzyż najbliższy naszemu sercu. Gdy już po trudach wędrówki wróciłyśmy do samochodu i miałyśmy jechać na zasłużoną obiado-kolację, okazało się, że Iwona nie ma swojego krzyża profesyjnego! Szybko przypomniała sobie, że musiała zgubić go na jednej z górek pokrytych wrzosami, gdzie przebierała się, gdy słońce zaczęło już mocno przygrzewać. Na szczęście było to całkiem blisko drogi w Palmirach, gdzie mogłyśmy dojechać samochodem. Ruszyłyśmy więc na naszą mini wyprawę krzyżową przez dwa pagórki i po niedługich poszukiwaniach wracałyśmy uradowane, bo przecież większa jest radość z jednego odnalezionego krzyża niż z innych, które się nie zgubiły! 

Po pysznej włoskiej kolacji odwiozłyśmy Ulę do Marek, gdzie czekało na nas kolejne świętowanie i jaśminowa herbatka. Żadna z nas nie miała wątpliwości, że wyprawę koniecznie musimy powtórzyć i bardzo liczymy na to, że tym razem w powiększonym siostrzanym gronie! 

© SACRE COEUR - ZGROMADZENIE NAJŚWIĘTSZEGO SERCA JEZUSA