Kilka lat temu mówiło się dużo o tym, kogo wychowywać... organizowano miejsca naszego oddziaływania, dokonały się liczne i odważne przemiany. Był to etap Zgromadzenia Najświętszego Serca Jezusa i Kościoła, który warto było przeżyć. Należy wciąż jeszcze uważnie spoglądać na ten proces, który dokonał zmiany w naszych sposobach działania i przemienił nasze serca.
Dzisiaj naglące staje się wyznaczenie sobie nowych wyzwań a nawet zmiana naszego systemu wychowania w każdym jego aspekcie. Chciałabym wypunktować to, co wypływa z mojej lektury czasopisma Sal Terrae „Kościół, który wychowuje do sprawiedliwości”.
Chcemy OPOWIEDZIEĆ SIĘ ZA SYSTEMEM EDUKACYJNYM:
* zdolnym rozwijać wartości właściwe społeczeństwu demokratycznemu jakimi są: uczestnictwo, solidarność, tolerancja, szacunek
* zdolnym umieścić osobę w obecnej rzeczywistości świata
* zdolnym formować wychowawców, którzy pomogą uczniom w ich poszukiwaniach, będąc ich towarzyszami w wymienionych procesach
* zdolnym stworzyć przestrzenie, które będą wspierać rozwój kreatywności, rzetelnej pracy i współistnienia
* który nie wykluczałby nikogo z procesów wychowawczych, ani przez brak środków, ani przez brak zdolności
* który wiedzę poddawałby rewizji i który manifestuje, że ważniejsze jest „nauczyć uczyć się” niż samo posiadanie umiejętności, którego oczywiście nie można zaniedbać
* który analizowałby sytuację dzieci i młodzieży w naszym społeczeństwie, i pytałby dlaczego nie mają wystarczającej motywacji, dlaczego istnieje przemoc, dlaczego tak nieliczni są ci, którzy im towarzyszą, dlaczego tak rozwiniete sa postawy konsumpcyjne… i tak nieliczni, którzy z wysiłkiem przkładają się do pracy
* który stworzyłby projekt nadający znaczenie mężczyźnie i kobiecie w dzisiejszym świecie, dając nową orientację pracy i jej braku, budując społeczeństwo, w którym zaistnieje większa równość i sprawiedliwość.
Konieczne jest kontynuowanie pobudzania konkretnych działań tam, gdzie jesteśmy…
„Wychowanie zawiera w sobie skarb… który próbuje nadać patenty żeglarskie dla świata narażonego na ciągły niepokój…” Biuletyn Delors
„Mądrość wychowawcy powinna być podobna do tej, jaką posiada żeglarz, to mądrość złożona z wiedzy i uczuć, rozsądku i afektów, inteligencji i emocji. Kartografia wychowania nie eliminuje niepewności. Jako żeglarze-wychowawcy nie posiadamy oklepanej drogi czy wytyczonych szlaków… ale nasze „umieć zrobić”, jeśli ufamy misji, którą posiadamy, zawiedzie nas do dobrego portu”. X. García Roca
W roku 2012, wszystko to powinno odnowić się wobec nowych rozdroży i różnego typu huraganów. Dziś bowiem niezbędna jest mądrość żeglarza.
Tere Iribarren rscj
tłumaczyła s. Anna Musiał rscj
ADWENT 2011: “CZTERY BRAMY KU ŻYCIU”
Adwent jest czasem pragnień i przemian. Jesteśmy zaproszeni do przebudzenia się i czuwania, aby odkrywać znaki Jego Obecności. Każdy tydzień Adwentu, każda świeca, którą zapalamy jako symbol oczekiwania, jest bramą, którą trzeba przekroczyć… Bramy, które prowadzą nas do miejsca wewnątrz, gdzie Bóg przygotowuje się i chce wciąż rodzić się w nas…
I. – Z cieni do światła:
Adwent jest procesem przemieniającym wnętrze historii i naszego życia. Transformacja nie jest tym samym co zmiana, chcemy zmienić się kiedy nie możemy zaakceptować siebie takimi jakimi jesteśmy. Strategie przemian mają czasami elementy agresywne. Transformacja, natomiast, jest łagodniejsza, tylko to, co zostało zaakceptowane, może być przemienione. Potrzebujemy obserwować i przyjąć to, co jest w nas, aby przedstawić wobec Boga, bez osądzania. Transformacja zawsze wymaga spotkania, następuje wtedy, gdy przychodzimy na spotkanie z Bogiem z całym naszym wnętrzem, takim jakie jest w danym momencie naszego życia. Bez zostawiania czegokolwiek niejako na zewnątrz tego spotkania.
Wielkim prorokiem tych przemian, które dokonują się wewnątrz, jest Izajasz i uprzywilejowanym miejscem na spotkanie jest pustynia. Na pustynię nie możemy zabrać nic, tam wszystko się otrzymuje. Potrzebujemy odnowić tę zdolność przyjmowania. Pustynia czyni nas prostymi, przygotowuje nas na przyjęcie czegoś nowego, tam możemy tylko poddać się i ufać. Na pustynię nie idziemy z naszej własnej inicjatywy, jesteśmy prowadzeni. Jest Inny, który nas prowadzi abyśmy mogli dotknąć naszego serca, aby dotknąć go głębiej niż do tej pory.
Wszystkie epoki w historii miały swoje sytuacje cienia: epizody kradzieży i agresji, które ujawniają się w różny sposób. Również nasze życie nosi w sobie takie zacienione obszary, które stanowią naszą ludzką kondycję.
Czasami boimy się spojrzeć wewnątrz siebie, boimy się dojśći do odkrycia, że nie jesteśmy zrobieni z dobrego materiału. Wielkim darem Boga jest odkryć, że również to co jest w ciemności w nas jest dobre. „Mogę odkryć siebie bez wystraszenia się”. Doświadczenie bycia przyjętymi z tym wszystkim, co jest ciemne w nas, wyzwala z presji i przymusu, aby to ukryć. Droga w stronę światła polega na pogodzeniu się z własnymi cieniami, zawarciu przyjaźni z samymi sobą.
Modlić się z Iz 2,1-5: „…Chodźmy w światłości Pana”
Modlić się z Iz 11,1-10: „…Wilk zamieszka wraz z barankiem.....Nikt nie będzie wyrządzał sobie krzywdy”
Zdam sobie sprawę, że tylko połowicznie mówimy sobie to, co jest wewnątrz nas.
W których miejscach mnie samej potrzebuję „otrzymać światło”? Wymienię je i przyjmę miłującą Obecność Boga.
„Potrzebuję przyjąć i kochać siebie samą pokornie, ale całkowicie, bez ograniczeń: cienie i światła, słodycz i złość, śmiech i łzy, upokorzenia i pychę…. (J. Leclerq)
W jakich relacjach potrzebuję „zapalić światło”? (Osoby z mojego Zgromadzenia, rodziny, osoby, które trudno mi zaakceptować, którym trudno mi spojrzeć w twarz…) Jak mogłabym polepszyć relację? Stanę obok nich, aby razem otrzymać to światło, które daje pojednanie.
Które miejsca naszego świata potrzebują więcej ciepła i życzliwości, więcej ludzkiej czułości? Do jakiego kroku w tej kwestii zachęca mnie Bóg w tym Adwencie?
II.- Od ciasnoty do spojrzenia szerokiego
„Zadaniem tego wieku jest nauczyć ludzi jak żyć razem.” (A. Malouf)
Aby zrozumieć innych i wędrować razem potrzebujemy wejść w ich rzeczywistość i zostawić to, co moje, aby doświadczyć to czym oni żyją. Jan Chrzciciel nauczy się „rozległości” serca Jezusa… Potrzebujemy szerokiej przestrzeni, aby tworzyć, aby ofiarować jedni drugim obszar zaufania, aby "tkać nowe myśli".
Kontempluj figurę Jana i kontrast między dwoma tekstami: Łk 3, 7-9: “plemię żmijowe...” i Iz 42, 1-3: „nie zagasi knotka nadłamanego”
“Ważne jest, aby on wzrastał, a ja się umniejszał” (J 3,30). Jaką naukę otrzymał Jan? Jaki był ton jego komunikatu i czego uczy go Jezus o bliskości, o trosce i cierpliwości?
Co powinnam – według tego co czuję - zostawić, aby być wytrąconą z mojej ciasnoty?
Jakie sytuacje i kto sprawia, że moje serce jest ciasne? Podziękuj im.
Iz 35, 1-10: Zanurz twoje życie i życie osób, które masz w sercu, w adwentowym błaganiu: „Wtedy przejrzą oczy niewidomych i uszy głuchych się otworzą. Wtedy chromy wyskoczy jak jeleń i język niemych wesoło krzyknie. Bo trysną zdroje wód na pustyni i strumienie na stepie; spieczona ziemia zmieni się w pojezierze, spragniony kraj w krynice wód”
III.- Od lęku do pogodnej radości
Maryja jest główną bohaterką Adwentu, jej „TAK” jest okazałą bramą, która pozwala naszemu człowieczeństwu dotrzeć do Boga. Adwent jest dla Maryi czasem wyboru. Miłość to wybór bezwarunkowego i świadomego bycia tu i teraz. Mamy dotrzeć do tego, co znaczy kochać w naszym życiu.
Adwent jest czasem przemiany, a każda przemiana jest blokowana przez lęki. Maryja, podobnie jak my, czasem ma powody by się lękać… Ona dotyka naszych lęków, tych, które obecnie przeżywamy, lęków konkretnych, które zagrażają naszemu życiu. Maryja wraz z lękiem, dzieli z nami również postawę akceptacji i zaufania Komuś większemu, Komuś, kto poszerza horyzonty.
Kontempluj Łk 1, 26-38, dialog Maryi z aniołem:
-od strony anioła: “Nie lękaj się… raduj się”… Rozpoznanie, zaproszenie, potwierdzenie, pewność…
-od strony Maryi: niepokój, lęk, nierozumienie, wątpliwości, pytania, zaufanie, akceptacja i afirmacja życia….
Maryja jest pełna łaski, ponieważ jest „opróżniona” z siebie samej. „Jej istnienie jest bramą, przez którą inni przechodzą, aby odkryć siebie. Tak jak w ikonie - sama jej obecność pomaga tym, którzy ją otaczają odkryć ukrytą w nich głębię.” (J. Melloni).
Jest czas, aby stawiać pytania, aby wątpić, aby się lękać… i jak tylko zostaje to wypowiedziane, pojawia się coś głębszego: POZWÓL, ABY SIĘ WYPEŁNIŁO, cała będziesz napełniona łaską Boga. Jest czas, aby ufać, nie pytaj jak, ani dlaczego, oddaj się dziełu Boga w tobie.
Mamy przyjąć wezwanie, aby dalej troszczyć się o te sprawy, które oświecają naszą codzienność, z prostotą i radością. Z tą spokojną, pogodną radością, która wypływa z ufności sięgającej dalej niż naszej własne możliwości.
Maryja zaprasza nas do afirmacji życia, które wzrasta w nas i wokół nas. Do wypowiedzenia „TAK” życiu z tym wszystkim, jakie teraz jest, bez zostawiania niczego poza nim, bez uciekania, bez odrzucania.
W jaki sposób pragnę wypowiedzieć to „TAK” wobec każdej rzeczywistości mojego życia, naszego życia razem tu i teraz?
Wobec jakich sytuacji mojego życia teraz, potrzebuję wypowiedzieć to „TAK”?
IV.-Od życia w nieładzie do życia w błogosławieństwie
Również my doświadczamy czasem wewnętrznego nieładu i potrzebujemy szukać wewnątrz i wokół nas tej dyskretnej Obecności, dzięki której możemy dotrzeć do centrum życia, stać się otwartymi na Błogosławieństwo, które Bóg nam ofiaruje, na możliwość wędrowania promieniując w naszym świecie Jego życiem.
Modlić się sceną Nawiedzenia Łk 1, 39-55
Kiedy Maryja idzie nawiedzić Elżbietę, obie kobiety znajdują się w bardzo różnych sytuacjach życiowych. Elżbieta jest w trzecim etapie swego życia, Maryja właściwie w pierwszym, na progu drugiego. Jedna jest niepłodna i stara, druga - młoda i niezamężna, obydwie noszą życie większe niż one same.
Musiały czuć nie tylko radość uścisku ramion, ale także wstrząs i wątpliwości, „co ma się wydarzyć?”, „ jak mamy się przygotować?”.
Wchodzą w relację poprzez dotyk. „Osoba dotykająca to ta, która jest wychylona w stronę drugiego i przyjmuje go… Taka osoba przemienia się niechcąco w świadka”. Tak też Elżbieta i Maryja przemieniają się w świadków wtargnięcia Boga w ten moment życia, w którym każda z nich się znajduje.
Obyśmy mogły żyć w błogosławieństwie i nieść je innym, obyśmy stały się bardziej ludzkie, bardziej wyrozumiałe…. nosiły w sobie lekkość Ewangelii. Owoc, życie Jezusa rozwija się w nas i dojrzewa, aby być wykorzystane.
Jaki jest owoc, który Bóg chce dziś zrodzić we mnie?
„Również i my jesteśmy uprzywilejowanym miejscem zbawienia, miejscem, w które wplata się życie Jezusa, gdzie przyjmujemy Go i „rodzimy”: dotyczy to dzielenia chleba, uzdrowienia chorego, przytulenia dziecka, obudzenia godności kobiet i cudzoziemców, dzielenia stołu i własnych dóbr. Wytańczenia z radością wina życia (…). Powiedzenia „tak” i zgody na to, że chcę przyjąć w siebie tę możliwość bycia „zbawioną” i przemienienia mnie samej w przestrzeń zbawienia dla innych.” (Ivone Gebara)
Odnowić i podziękować za “nawiedzenia”, które „odżywiają” moje życie
Kim są ci, którzy ożywiają we mnie nadzieję; kim są ci, którzy ofiarują „przestrzenie zbawienia”? W ich obecności wyśpiewam mój własny Magnificat.
Mariola López Villanueva rscj, hiszpańska zakonnica Najświętszego Serca Jezusa, zajmuje się dziennikarstwem i teologią biblijną, obecnie udziela rekolekcji i prowadzi zajęcia teologiczne dla dorosłych w Granadzie; opublikowała kilka książek z dziedziny duchowości, m.in. „Głos, przyjaciel i ogień”, „Kobiety, które ryzykują i błogosławią”, „Widziałam tego, który mnie widzi”, „Kiedy sakramenty stają się życiem”.
Tłumaczyła s. Anna Musiał rscj
Blisko trzy miesiące od trzęsienia ziemi, wiadomości nie natrajają optymistycznie. Jesteśmy w martwym punkcie. Półtora miliona osób, które
straciły domy w wyniku trzęsienia ziemi nadal żyją w mniej lub bardziej
zorganizowanych obozach, bez nadziei znalezienia bardziej solidnego
schronienia podczas pory deszczowej, która już się rozpoczęła.
Ponowne budowanie kraju potrwa bardzo długo (Haitańczycy twierdza, że nie można mówić o odbudowie, ponieważ to, co było tam wcześniej to nie był prawdziwy "kraj") .
Jeszcze nie wiadomo, gdzie będzie planowana budowa nowych ośrodków
edukacyjnych. Szkoły nie zostały ponownie otwarte, ponieważ najpierw
musimy uporządkować teren z gruzów, stworzyć przestrzeń dla namiotów, by
kontynuować zajęcia na powietrzu. Kiedyż zobaczymy, że to się dokonuje?
Place, kościoły, siedziby ministerstw i urzędów, szpitale, sklepy także
muszą być budowane, ale nie wiemy gdzie.
W całej tej niepewności, ukazuje się siła i odwaga Haitańczyków. Nie są to ludzie pokonani. Życie odradza się na nowo na ulicach, gdzie kobiety sprzedają żywność, środki czystości, świece i wszystko, co tylko można sobie wyobrazić, jak bywało dawniej. W ten sposób próbują utrzymać rodzinę, ale jest to znacznie trudniejsze niż wcześniej. Widząc dobrze ubranych ludzi na ulicy, nie mogę uwierzyć, że właśnie wyszli z obozu dla uchodźców.
Widać znaki nadziei, kiedy wielu z tych, których prosimy o pomoc w budowaniu nowego Haiti, znajdują sposoby by to czynić. Chociaż wciąż są one nieśmiałe, to z wyznaniem „Dziękuje Bogu, że już rozpocząłem moją własną drogę”.
Wokół domu Sióstr Jezusa, w którym obecnie mieszkam, znajduje się obóz
gdzie chroni się 65.000 osób. Przeludnienie jest alarmujące. Jest tam
tylko klepisko, które padające deszcze zamieniają w grzęzawisko. Wykopano tam kilka latryn i zainstalowano kilka kabin
prysznicowych. Rosnące wszędzie sterty śmieci zbierają łopatami i
wywożą taczkami. W niektórych miejscach "strategicznych" zorganizowano
dostawy wody pitnej.
We wtorek mam spotkanie z osobami odpowiedzialnymi za 10 obozów dla uchodźców, w Turgeau, jeden z obszarów w tym mieście najbardziej dotkniętych kataklizmem. Poprosili Uniwersytet Quisqueya (jeden z najbardziej prestiżowych w kraju) o pomoc w pracy z dziećmi. A Uniwersytet pokierował ich do nas. Zobaczymy, co możemy zrobić, jak się zorganizować, bo potrzeby są niezliczone.
Wielu z was wysłało pieniądze na pomoc dla Haiti. Realizacje projektów właśnie się rozpoczęły. Wiele osób będzie korzystać z udzielanego wsparcia psychologiczno-pedagogicznegio. Potrzebujemyteraz funduszy na druk dobrych materiałów informacyjnych, jakie otrzymałam od prowincji Meksyku dla psychoterapeutów pomagających ludziom przemieszczającym się na inne obszary. Powoli będziemy w stanie zobaczyć, co jeszcze możemy wspólnie zrobić. Pomoc, która przychodzi ze szkół jest bezpośrednio przekazywana dla szkół w Haiti.
Chcemy wam też opowiedzieć
o obozach (półkoloniach) dla dzieci, jakie organizowałyśmy w ostatnich
tygodniach w Verrettes i Alè. Były to dwa obozy po dwa tygodnie każdy, w których
wzięło udział po 100 dziewcząt i chłopców. Było to w ramach programu, jaki
od kilku
miesięcy prowadziła organizacja Timoun Tet Ansanm, dla tych dzieci, a RSCJ (czyt. siostry Sacré Coeur) od początku są jego częścią.
Byli tam opiekunowie, kucharki i dwie RSCJ. Byliśmy w regionie gdzie nie ma wody, dlatego musieliśmy przywieźć ją i filtrować i chlorować, aby nadawała się do spożycia. Dziesięcioletnie dziewczynki przybyway niosąc na głowach ciężkie wiadra wypełnione wodą i inne w tym samym wieku, pomagały im je zdjąć.
Każdy dzień rozpoczynaliśmy o godz. 7.30 i kończyliśmy o 15.30. Dzieci zostały podzielone na 10 “rodzin” i miały po cztery warsztaty
w ciągu dnia. Było to przede wszystkim doświadczenie radości. Oprócz różnych
zajęć była modlitwa na początek i koniec dnia i jedzenie w obfitości.
Tematem każdego dnia była jakaś wartość lub postawa: wolność, prawda,
miłość, współczucie, radość, sprawiedliwość …
i warsztat w kościele,
podczas którego każdy zapoznawał się z przypowieścią o synu
marnotrawnym i starał się upodabniać do wspaniałomyślnego ojca. Były
też gry, zabawy, dni świętowania, spotkania z rodzicami i uroczystość
wręczenia dyplomów tym, którzy ukończyli 12 lat i przeszli całą
dynamikę programu. Wszystko było planowane i przygotowywane od kilku
miesięcy.
Miałyśmy też czas formacji dla pięciu dziewcząt, które pomagały nam podczas półkolonii i które są w procesie rozeznawania swojego powołania. Miały one też bardzo owocne niedzielne skupieni.
Zakończyłyśmy to przedsięwzięcia bardzo zmęczone, ale szczęśliwe. W kraju, w którym ludzie cierpią z powodu braku dobrych pasterzy, szukających wspólnego dobra, dużym pocieszeniem było zobaczyć, że dzieci w Timoun Tet Ansanm mają pasterzy, którzy wiedzą jak o nie dbać i prowadzić je zielone pastwiska (Ez. 34).
Dziękujemy wszystkim za pomoc i solidarność.
Matilda Moreno rscj, Josefa Corrada i Esperanza Calabuig, rscj,Prowincja Puerto Rico-HaitiPonad połowa ludności zajmuje się uprawą roli i zamieszkuje południową część kraju. Głównymi uprawami są sorgo (proso), ryż, orzechy arachidowe, kukurydza, trzcina cukrowa, bawełna, guma arabska. Gospodarka naznaczona jest zapoczątkowaną siedem lat temu eksploatacja ropy naftowej w Doba. Nie spełniła ona oczekiwanych przez ludność nadziei na wzrost ich zamożności i prężny rozwój kraju, a wywołała problemy natury społeczno-politycznej (niesprawiedliwe zajęcia ziemi pod wiercenia, ze względu na brak kwalifikacji Czadyjczyków zatrudnienie zagranicznej siły roboczej, co oznacza odpływ kapitału z kraju).
Kraj należy do najsłabiej
rozwiniętych. Na liście 174 krajów świata uszeregowanych według stopnia rozwoju
zajmuje 163 pozycję. Panuje w nim głębokie ubóstwo spowodowane brakiem
stabilizacji politycznej, bezrobociem,
alkoholizmem, pasywnością wobec wyzwań dnia codziennego i przyszłości.
Korupcja, malwersacja pieniądza, niebezpieczeństwo na drogach są tu na porządku
dziennym.
Czad jest republiką parlamentarną, w której panuje ustrój prezydencki. Obecny prezydent w drugiej kadencji swego urzędowania wprowadził zmiany w Konstytucji zapewniające mu dożywotnią prezydenturę. Kraj jest daleki od zbudowania państwa prawa oraz poszanowania praw i wolności obywateli.
Językami oficjalnymi w Czadzie są język francuski i arabski, równolegle, w poszczególnych grupach etnicznych, używa się 169 odrębnych języków.
Religia dominująca w kraju jest islam, którego wyznawcy stanowią 54% ludności. Liczba chrześcijan - zamieszkują oni głownie południową część kraju - dochodzi do 35%, z czego 21% stanowią katolicy. Pozostały procent to animiści.
Ewangelia dotarła do Czadu
stosunkowo niedawno, w 1920 roku, dzięki protestantom. Wartości ewangeliczne,
nauka Jezusa Chrystusa są
niejednokrotnie wyzwaniem dla tradycji (np. obyczaje ślubne – wiano,
pozycja kobiety w społeczeństwie) i zjawisk kulturowych (np. magia, poligamia,
solidarność etniczna - czytaj: konflikty
etniczne). W 1929 roku przybyli tu księża spirytyści, od 1945 byli już obecni
oblaci, kapucyni i jezuici. Pierwszymi zakonnicami, przybyłymi do tego kraju w
1947 roku były siostry ze zgromadzenia
Auxiliatrices Purgatoires (Pomocnice Dusz Czyśćcowych). Zgromadzenie
Najświętszego Serca Jezusa dotarło tu z misją utworzenia gimnazjum w roku 1964,
na zaproszenie miejscowego biskupa.
Kościół jest jeszcze młody, pełen witalności, znajduje się na etapie przechodzenia na pełną samodzielność, w tym, finansową i wciąż potrzebuje pomocy i wsparcia. Po okresie pierwszego entuzjazmu i rozkwitu, widać jego kruchość, ale są w nim obecne liczne znaki życia i nadziei. Oto niektóre z nich:
Ludzie
młodzi, jak mawiał Jan Paweł II, są nadzieją i przyszłością Kościoła,
a w przypadku Czadu, bez idealizowania cyfr, jest to potencjał
ogromny zważywszy na dynamizm młodych, ich receptywność, gotowość
współuczestnictwa. Są oni darem, ale i ogromnym zadaniem, tym większym,
gdy są pozostawieni samym sobie, co jest tu częstym zjawiskiem. Potrzebują
silnej, prawdziwie chrześcijańskiej rodziny, potrzebują formacji
i towarzyszenia.
Główną pokusą ludzi młodych w tym kraju jest myśleć, że przyszłość jakoś się ułoży bez specjalnego wysiłku z ich strony. Są obciążeni piętnem pasywności, która wynika ze specyfiki geo-społecznej. Potęguje jej brak perspektyw osobistego rozwoju lub, jeśli takowe są, brak środków finansowych oraz niepewność co do przyszłości. Mało mają pozytywnych wzorców, żyją w otoczeniu, w którym panuje korupcja, niesprawiedliwość, nadużywanie władzy, gdzie brak jest umiejętności zarządzania na wszystkich poziomach życia.
We wszystkim tym jednak Czadyjczycy, tak młodzież jak i dorośli, są ludźmi pogodnego ducha, dobrego charakteru, są gościnni, mają poczucie humoru i dumy narodowej.
Sprawą fundamentalną w tym kraju
jest wychowanie. Czad potrzebuje liderów zdolnych do budowania społeczeństwa
obywatelskiego, przyjaznego człowiekowi, w którym ludzie mają szacunek dla
siebie i innych, dla różnic kulturowych, etnicznych, religijnych,
w którym Kościół jest jedną, wielką Rodziną Bożą. Wyzwaniem jakie stoi przed
wspólnotą Kościoła i zgromadzeniami zakonnymi jest przyczyniać się do pełnego
rozwoju osób, by były one zdolne brać odpowiedzialność za życie swoje, swojej
rodziny i kraju.
Jako Zgromadzenie Najświętszego Serca Jezusa pełnimy tę misję poprzez odwykanie i ukazywanie miłości Boga na różnorakich polach wychowawczych, takich jak: gimnazjum i liceum (N’Djamena), szkoła rolnicza (Bougoudang), szkoły wspólnotowe (w strefie Bongor), Ośrodek Kultury ( Guelendeng), biblioteki (Atrone, Bongor, Guelendeng), CEDIAM – ośrodek zwalczania HIV ( Bongor), duszpasterstwo parafialne, a także zespoły d/s chorych i ubogich, wśród osób będących w różnorakich potrzebach materialnych i duchowych, jak również wśród wszystkich tych, którzy licznie odwiedzają nasze domy.
Region liczy aktualnie 13 RSCJ zgromadzonych, w trzech wspólnotach. Dwie spośród nas są Czadyjkami, jedenaście pochodzi z krajów europejskich, jedna z Belgii, dwie z Francji, trzy z Hiszpanii oraz pięć z Polski.
W lipcu tego roku został zamknięty dom w
Guelndeng. Była to piękna misja w małym miasteczku, w
środowisku naznaczonym głębokim ubóstwem, promieniującym solidarnością
międzyludzką i otwartością na drugiego człowieka. Pożegnanie z Guelendeng
uświadomiło nam jak bardzo, po osiemnastu latach obecności, integralną częścią
tamtego środowiska była wspólnota Sacré Cœur. Będzie nam brakowało parafialnych
wspólnot CEB, które każdego tygodnia gromadziły nas wokół Słowa Bożego,
zaangażowań z młodzieżą i zabaw z dziećmi w Ośrodku Kultury, wizyt u ludzi
chorych i będących w różnorakich potrzebach, co czwartkowych Mszy św. ekipy
apostolskiej (3 RSCJ + 2 księża) z dzieloną homilią, obecności Fidy
(niepełnosprawnej córki kucharza z probostwa), niemalże czwartej członkini
wspólnoty, czasem nużących nieustannym przebywaniem na terenie misji dzieci,
tych wszystkich dla których misja była domem otwartym. Ktoś rzucił myśl, że kiedy Pan Bóg zamyka drzwi, to zawsze otwiera
jakieś okno. Ta myśl pozwala nam ufać, że za niedługo inna wspólnota zajmie w
Guelendeng nasze miejsce.
s. Bożena Kunicka rscj
Filipina urodziła się 29 sierpnia 1769 w Grenoble we Francji. Została
ochrzczona w kościele St Louis i otrzymał imię Filipa Apostoła i Róży z Limy,
pierwszej świętej nowego kontynentu. Uczyła się w klasztorze sióstr Wizytek, gdzie
później, mając 18 wstąpiła, by prowadzić życie
kontemplacyjne.
W czasie Rewolucji Francuskiej, wspólnota sióstr została rozproszona i Filipina wróciła do domu rodzinnego, opiekowała się więźniami spędzała czas pomagając cierpiącym Po podpisaniu konkordatu w 1801, próbowała z kilkoma towarzyszkami odbudować klasztor, ale bez powodzenia.
W 1804 roku, Filipina dowiedziała się o nowym zgromadzeniu Najświętszego Serca Jezusa, oddała siebie i klasztor Założycielce, Matce Magdalenie Zofii Barat.Matka Barat odwiedziła klasztor i przyjęła Filipinę i kikla nowicjuszek do Zgromadzenia Sacré Coeur.
Pomimo pragnienia życia kontemplacyjnego, Filipina Zaczęla coraz usilniej
marzyć o misjach. To wezwanie było w niej obecne już od wczesnego dzieciństwa,
kiedy to słyszała jak goście w jej domu rodzinnym opowiadali o pracy misyjnej. W
liście, który napisała do Matki Barat, zwierzyła się z pewnego duchowego
doświadczenia, które miała w nocy podczas adoracji Najświętszego Sakramentu w
Wielki Czwartek 1806 roku: \"Spędziłem
całą noc w nowym świecie ... niosąc Najświętszy Sakrament do każdego zakątka
tej ziemi ... I ofiarowałam wszystko: matkę, siostry, rodzinę, moje góry! Słyszałam
jak mówisz do mnie \"teraz cię posyłam\", szybko zareaguję
\"idę\". Czekała jednak kolejne 12 lat.
W 1818 roku marzenie Filipiny zostało zrealizowane. W odpowiedzi na prośbę biskupa
Luizjany poszukującego zgromadzenia, które podjęło by się pracy wychowawczej,
Filipina wraz z kilkoma siostrami została posłana, aby pomóc mu ewangelizacji
Indian i francuskich dzieci w jego diecezji. Założyła pierwszy dom Zgromadzenia
poza granicami Francji w Saint Charles, w
pobliżu Saint Louis. Siostry mieszkały w bardzo surowych warunkach, przenikliwe
zimno, brak funduszy, ciężka praca. Filipina ponadto miała ogromne trudności w nauce języka angielskiego. Komunikacja,
jeśli w ogóle była przychodziła bardzo powoli, często zdarzało się że żadne
informacje z ukochanej Francji nie docierały, ale pomimo tych trudności
Filipina zrobiła wszystko, by utrzymać łączność ze Zgromadzeniem we Francji.
Pomimo i pośród trudności Filipina i jej cztery
towarzyszki dynamicznie rozwijały swoją działalność. W 1820 roku
otworzyły pierwszą szkołę w Mississippi a do 1828 roku założyły sześć
domów. Szkoły te były dla dziewcząt z Missouri i Luizjany. She loved
and served them well, but always in her heart
she yearned to serve the American Indians. Filipina kochała je i
służyła im z oddaniem, ale zawsze w jej sercu pozostawało niespełnione
dotąd
pragnienie służenia amerykańskim Indianom. Kiedy miała 72 i przestała
być
przełożoną otworzyły pierwszą szkołę dla Indian Potawatomi w Sugar
Creek, w
stanie Kansas. Chociaż Filipina była już wówczas chora i niezdolna do
podjęcia
tej trudnej pracy, przełożony tamtejszej wspólnoty jezuitów powiedział:
“ona musi tutaj przybyć nie będzie mogła
pracować, ale zapewni sukces misji gorliwie modląc się za nas. Jej obecność
sprowadzi na nas wszelkie łaski potrzebne nam w pracy”.
Gdy Filipina przybyła do Indian Potowatomi, została przedstawiona jako osoba,
ktora przez 35 lat nie zaprzestała czekać i pragnąć by być wśród nich. Spędzila
tam jedynie nieco ponad rok. Jej długie godziny spędzane na modlitwie, nieosłabiona
odwaga pioniera sprawiły, ze Indianie nazwali ją Quah-kah-ka-num-ad,
„Kobieta-która-niestannie-się –modli” Ze względu na surowość tamtejszego życia pogarszające
się zdrowie Filipiny nie pozwoliło, aby mogła pozostać tam dłużej. W lipcu 1842
powróciła do Saint Charles, ale pragnienie misyjne nigdy w niej nie zgasło.: „Czuję to samo pragnienie udania się na
misje w Góry Skaliste lub gdziekolwiek indziej, jak doświadczałam tego jeszcze
we Francji, kiedy po raz pierwszy błagałam o wysłanie mnie do Ameryki”.
Filipina zmarła 18 listopada 1852 roku mając 83 lata. Filipina wywarła tak potężny wpływ na wiarę nie tylko w diecezji Luizjany że w 1988 r. papież Jan Paweł II, na prośbę biskupów Ameryki ogłosił ją świętą Kościoła.
Filipina spędziła tylko jeden rok pośród Indian i chociaż nie była w stanie rozmawiać z nimi z racji bariery językowej, której nie mogła pokonać, to jej misyjny zapal, wierna miłość i głębia nieustannej kontemplacji pozostawiły tak wielki ślad na Potowatomi, ze gdy 10 lat później dowiedzieli się o śmierci Kobiety-któta-zawsze-się-modli ułożyli przejmującą i piękną modlitwę:
MODLITWA INDIAN POTOWATOMI NA WIEŚĆ O ŚMIERCI FILIPINY
Wielki Duchu, oto idzie ku tobie.
Wkrótce przybędzie.
Umocnij jej ducha i czuwaj nad
jej drogą.
Pozwól, by nasze trawy szeptały
o jej przybyciu do ciebie,
by fale Missisipi śpiewały o
jej powrocie.
Pokaż tego ranka kolory
wszystkich kwiatów
czterech pór roku.
Niech zakwitną razem na jej cześć.
Niech kos wygwizduje wszystkie
uczucia naszych serc.
Jesteśmy smutni; była naszą
siostrą.
Jesteśmy także szczęśliwi: jest
twoim dzieckiem.
Jesteśmy zmartwieni; odległość
nie pozwala nam
narzucić okrycia na jej ramiona.
(Nauczyła nas tkać, a patrząc
nań, myśmy nauczyli się modlić).
Spraw, by słońce rozbłysło nad
jej serdecznością,
a pełnia księżyca przypominała
godziny,
jakie spędziła na modlitwie w
tym namiocie.
Nasza wieś będzie się modliła
całą noc.
Na jej cześć wódz zarządził
post do jutra.
Będziemy się modlić w namiocie,
który do niej należał,
za nasze dwa narody i za
wszystkie miejsca na mapie świata,
którą nam pozostawiła w
spuściźnie.
Stworzycielu, wysłuchaj naszą
modlitwę za nią,
za te łąki, drzewa i rzeki, za
dalekie góry
i za strumień, z którym płyną
nasze łzy.
Wysłuchaj próśb za nasze
dzieci,
niechaj pamiętają, czego je
nauczyła.
A podczas księżycowych nocy
niechaj powtarzają jej imię,
imię największe pośród twoich
wybranek.
Zapraszamy do szerszego zapoznania się z życiem i dziełem św. Filipiny
Zgromadzenie Najświętszego Serca Jezusa Sacre Coeur prowadziło przed II wojną światową szkołę dla dziewcząt we Lwowie. Sięgając do historii i tradycji Zgromadzenia, w lipcu 2008 roku, zorganizowaliśmy wyjazd studyjny nauczycieli Liceum Ogólnokształcącego na Ukrainę. Spotkaliśmy się wówczas z Emilią Chmielową – Prezesem Federacji Organizacji Polskich na Ukrainie, nauczycielami szkół w Mościskach i Gródku Podolskim i przekazaliśmy pomoce dydaktyczne. W październiku tego samego roku zdobyliśmy kolejne pomoce dydaktyczne dla dzieci z Gródka Podolskiego (akcja zorganizowana w szkole przez uczniów i nauczycieli).
W maju 2008 odbył się w naszej szkole koncert charytatywny z udziałem Hanny Banaszak. Dochód z koncertu przeznaczyliśmy na rzecz wspomagania młodzieży uzdolnionej z ubogich środowisk - utworzono wówczas fundusz stypendialny.
We wrześniu 2008 roku w naszej szkole rozpoczęły naukę trzy uczennice polskiego pochodzenia z Ukrainy. Jedna z nich otrzymała stypendium szkolne z wyżej wspomnianego funduszu, a dwie pozostałe otrzymały stypendia ufundowane przez absolwentki szkoły reprezentujące Stowarzyszenie Wychowanków i Absolwentów.
Od września 2009 do Grona społeczności szkolnej dołączyło 12 uczennic pochodzenia polskiego z Ukrainy. Stypendia, dla łącznie 15 uczennic, zostały ufundowane przez Kancelarię Senatu RP. Obecnie, dzięki funduszom z Senatu w naszym Liceum zdobywa naukę i pogłębia znajomość swoich korzeni już trzecia grupa uczennic polskiego pochodzenia z Ukrainy.
Pobyt dziewcząt w naszej szkole pozwala im na bezpośrednie doświadczenie polskości, zetknięcie się z historią, kulturą, tradycją, ale także i z codziennością życia w Polsce. Dziewczęta mają okazję uczenia się i rozmawiania na co dzień w języku polskim, aktywnie uczestniczą w życiu społeczności szkolnej angażując się w imprezy, konkursy, biorąc udział w wycieczkach. Nawiązują nowe przyjaźnie, zdobywają nową wiedzę i poszerzają swoje spojrzenie na zjednoczoną Europę.
Pobyt stypendystek ma bardzo duże znaczenie całej dla szkoły. Obecność dziewcząt jest okazją dla uczniów i nauczycieli do poznawania innej kultury i tradycji, do budowania w sobie postawy otwartości i większej wrażliwości. Ponadto dziewczęta pod wieloma względami są wzorem i przykładem dla pozostałych uczniów naszej szkoły – ich pracowitość i cierpliwe zmaganie się z trudnościami działają motywująco. Jesteśmy także pełni podziwu wobec ich odwagi i codziennego pokonywania tęsknoty za domem.
CELE I ŚRODKI ICH REALIZACJI (w roku 2010):
Ø indywidualne dodatkowe zajęcia z języka polskiego
Ø weekendowe wyjazdy z nauczycielem języka polskiego
Ø dodatkowe zajęcia z języka angielskiego
Ø udział w zajęciach tanecznych zespołu „Wiwaty”.
Ø prowadzenie kroniki szkoły
Ø wyjazd na Lednicę do źródeł chrzcielnych Polski
Ø przygotowanie akademii z okazji Święta Odzyskania Niepodległości
Ø wycieczka krajoznawcza Szlakiem Piastowskim, zwiedzanie zabytków Poznania i Gniezna
Ø pielgrzymka do Dąbrówki Kościelnej
Ø udział w dożynkach Pobiedziskach
Ø uczestnictwo w wydarzeniach kulturalnych związanych z Rokiem Chopinowskim
Ø przygotowanie programu artystycznego na spotkanie z dawnymi uczniami szkoły (12 grudnia 2010)
Ø udział w szkolnej wieczerzy wigilijnej i konkursie kolęd
Ø udział w wykładach naukowych organizowanych przez Uniwersytet Adama Mickiewicza
Ø spotkanie z panią dziennikarz
Ø spotkanie z ratownikiem medycznym
Ø udział w międzynarodowym spotkaniu młodzieży na Polach Lednickich
Ø wyjazd integracyjny do Torunia
Ø odwiedziny rodziców i wspólne wycieczki krajoznawcze
od godz. 10.00 do 19.00
Wielki Post przygotowuje nas do wejścia w tajemnicę śmierci i Zmartwychwstania Jezusa. W tym dniu zatrzymamy się nad kontemplacją Miłości Jezusa, wydanej aż do końca. Nie szczędźmy sił, aby w zabieganej codzienności zawalczyć o przestrzeń dla Boga.
Bardzo proszę o przekazanie w swoich środowiskach, bo wzajemna zachęta jest najlepszą formą świadectwa.1779-1865
Jako
dziecko, była dziewczynką bardzo
delikatną, kochaną, tryskającą życiem i inteligencją. Urodziła się
przedwcześnie, pewnej grudniowej nocy, w małym burgundzkim miasteczku Joigny, w
blasku palącego się w sąsiedztwie domu. Ponieważ była bardzo słaba, zaraz
następnego ranka została ochrzczona. Była trzecim dzieckiem w rodzinie średnio
zamożnego bednarza, posiadającego również winnice. Jej dom rodzinny mieścił się
przy ul. du Puits Chardon (obecnie ul. Davier nr.11). W wieku siedmiu lat
rozpoczęła naukę pod kierownictwem swego brata Ludwika, seminarzysty, który
czekając na osiągnięcie wieku wymaganego do święceń kapłańskich podjął się
pracy nauczyciela klas 6-tych i 7-mych w miejscowej szkole. Mała Zofia pod jego
bardzo surowym przewodnictwem robiła ogromne postępy we wszystkich dziedzinach
wiedzy. Jej chłonny umysł równie łatwo przyswajał sobie podstawy filozofii,
grekę, łacinę i elementy nauk przyrodniczych jak i wiedzę religijną. Brat nie
pozwalał jej zupełnie na zabawy z przyjaciółkami, ani na uciechy tradycyjnego w
tym regionie święta winobrania. Jansenistyczna surowość panująca w rodzinie nie
zdołała na szczęście zgasić w niej spontani
cznego i radosnego usposobienia.
Prawdziwym zagrożeniem dla spokojnego rozwoju Zofii i poczucia bezpieczeństwa
rodziny stała się Rewolucja i czas Terroru.
Okazały
się wówczas wielkie zalety jej charakteru. Mimo młodego wieku wykazała się
ogromną odwagą i samozaparciem. Pasjonowała
ją nauka; okoliczności zmusiły ją do pracy
w pracowni bieliźniarskiej. W domu łagodziła napięcia między ojcem, człowiekiem
pracowitym lecz nieco szorstkim, a matką - osobą kulturalną,
delikatną i wrażliwą, ale ze skłonnościami do melancholii. Szczególnie trudną
rolę miała do spełnienia, gdy brat, po cofnięciu swej przysięgi na Konstytucję
był ścigany przez jakobinów, i tylko dzięki Bożej Opatrzności
uniknął gilotyny. Ona była tą, która podtrzymywała na duchu swoich
najbliższych. W tym też czasie Zofia odkryła nabożeństwo do Najświętszego Serca
Jezusa i zrozumiała, że w jej sercu wzrasta miłość do Chrystusa i całkowite
zawierzenie Jemu.
Jako młoda dziewczyna wykazała wielką stanowczość i wielkoduszność zgadzając się pojechać z bratem, uwolnionym z więzienia po upadku Robespierre'a, do Paryża, by tam kontynuować swoją formację. Oderwanie się od czułej, matczynej miłości, z pewnością wiele ją kosztowało. Była zdecydowana oddać swoje życie całkowicie Bogu. W wyniku Rewolucji wszystkie klasztory we Francji były zamknięte. Propozycję brata odczytała jako możliwość wejścia na drogę wyrzeczenia i wielkoduszności. Przez pięć lat prowadzi w Paryżu życie ukryte, poświęcone modlitwie i nauce, ucząc równocześnie potajemnie dzieci z dzielnicy w której mieszkała (le Marais), religii. Dzieci te zupełnie niczego nie wiedziały z tej dziedziny.
W
1800 roku Ludwik przedstawił ją ojcu Józefowi Varin, który chciał założyć żeńskie zgromadzenie zakonne oparte na
duchowości Serca Jezusa i zajmujące się wychowaniem młodzieży. Zofia nosiła
w sercu pragnienie wstąpienia do karmelu, ale apel o.Varin pobudził ją do
refleksji: czyż sytuacja młodych dziewcząt w tym zdezorientowanym,
porewolucyjnym okresie i jej własne walory (wykształcenie, kultura,
wrażliwość),które niewątpliwie posiadała, nie są dla niej znakami woli Bożej? W
takim kontekście stała się fundatorką
Zgromadzenia Sacré Coeur. Początkowo uczyła w Amiens, potem w Grenoble, a
następnie w Poitiers, gdzie w wieku 26 lat została wybrana na przełożoną
generalną i założyła pierwszy nowicjat. Od tego momentu jej życie było
całkowicie oddane na służbę Zgromadzeniu którym zarządzała, przemierzając
Francję i Europę, udając się wszędzie tam gdzie proszono ją o zakładanie
pensjonatów dla "panienek ze sfer". Przy każdym z nich starała się
jednocześnie zakładać szkołę bezpłatną, (niekiedy sierociniec), w której
mogłyby się uczyć biedniejsze dziewczęta, dla których w tych czasach nie było
żadnych możliwości kształcenia.
Jej długie życie zakonne - od roku 1800 do 1865 roku - wypełnione było modlitwą, pracą i cierpieniem, lecz także nie pozbawione głębokiej radości.
Jej wiara w miłość Boga objawiającą się w Sercu Jezusa była niezwykła. Jej intensywna, modlitwa przeciągała się niekiedy do siedmiu godzin w ciągu dnia lub nawet nocy, gdyż najważniejszą dla niej sprawą było odpowiedzieć na tę przeogromną miłość adoracją i uczynić wszystko, by była ona poznana i ukochana przez ludzi całego świata, przyczyniając się do zbawienia jak największej ilości dusz.
Modlitwa
była duszą jej życia i ożywiała jej przeogromną pracę na rzecz młodzieży.
Wychowanie dzieci i młodzieży, według niej, znaczyło przede wszystkim
pokochanie ich, wczuwanie się w ich problemy, poszanowanie wrodzonych cech ich osobowości i możliwości
intelektualnych, nauczanie wyzwalające i pobudzające ich zdolności, ćwiczące
zdrowy osąd, wyrabiające wolę i poczucie odpowiedzialności. By móc taki program
realizować trzeba było przygotować wychowawczynie i otwierać szkoły, co
pociągało za sobą rozmowy z władzami
kościelnymi i świeckimi, zakup terenów, budowy lub przebudowy budynków,
wysyłanie ekipy zakonnic i to w sytuacji, gdzie sama musiała podejmować
obowiązki nauczania, zarządzania i prac
materialnych. Zakłady już istniejące trzeba było wizytować, z czym wiązały się
długie i męczące podróże dyliżansem lub wynajętym pojazdem z jednego miasteczka
do drugiego. W pamięci sióstr szczególnie zapisała się podróż z Poitiers do
Grenoble z roku 1806. By czuwać, choćby z daleka nad wszystkimi dziełami,
zmuszona była prowadzić bardzo rozległą korespondencję, która pozwalała na
przekazywanie informacji, udzielanie rad i dodawanie odwagi, wyjaśnianie spraw
trudnych. Otworzyła 122 domy. Niektóre z nich zostały zniszczone na skutek
wojen i prześladowań. W roku 1865 - roku jej śmierci - pozostawiła 89 domów w
pełnym rozkwicie. W tym okresie tysiące dzieci było wychowanych przez 3550
zakonnic. Były one rozrzucone w 16 krajach Europy, Afryki i Ameryki. Na ten
ostatni kontynent nie mogła udać się osobiście, gdyż obowiązki przełożonej
generalnej zatrzymały ją w Europie, ale wysłała tam już w 1818 roku swoją
najlepszą przyjaciółkę Philippinę Duchêne (kanonizowaną przez Kościół w 1988
r.), która otworzyła pierwsze szkoły w niezwykle trudnych warunkach ze względu
na ogromne ubóstwo...z tego zasiewu w roku 1865 wyrosło ich już 28, a stamtąd Sacré Coeur przeniosło się do krajów Ameryki
Łacińskiej.
Ten imponujący rozwój nie powinien nas wprowadzić w iluzję łatwych sukcesów; jest to owoc dużych doświadczeń i cierpień. Najpierw cierpienia fizycznego, spowodowanego długą i powtarzającą się chorobą, epidemiami, które dziesiątkowały szeregi uczennic i zakonnic (1850 zakonnic Sacré Coeur zmarło za życia M Barat; często były to zakonnice najmłodsze), zamieszkami politycznymi (rewolucje we Francji i Włoszech) i prześladowaniami, w wyniku których siostry zmuszone były do opuszczenia niektórych krajów (Szwajcaria). Jeszcze boleśniejsze były sprzeciwy, a nawet oszczerstwa skierowane przeciw niej i jej dziełu oraz nieporozumienia wewnątrz Zgromadzenia. Dwukrotnie Zgromadzenie narażone było w swoim istnieniu na skutek kryzysów wewnętrznych (w latach 1809-1815 i 1839-1843). Wszystkie te trudności przezwyciężała zawsze tą samą bronią: milczeniem, pokorą i modlitwą jednoczącą ją z Jezusem Chrystusem do tego stopnia, że czerpie z Niego niezłomną nadzieję i zdolność do całkowitego przebaczenia tym, którzy zadali jej ból.
A
cóż dopiero powiedzieć o radościach, które rozświetlały jej życie: jej
zjednoczeniu z Bogiem, przychylności Kościoła, do którego była głęboko
przywiązana, otaczającym ją szacunku i przywiązaniu, które były odpowiedzią na
jej pełną poświęcenia miłość - miała bowiem wyjątkowy dar do nawiązywania
kontaktów - ze strony osób znaczących z
kręgów Kościoła i arystokracji,
przedstawicieli świata kultury i prostych rzemieślników, zakonnic i uczennic.
Wszystkich przyjmowała jednakowo okazując zainteresowanie ich sprawami, umiejąc
słuchać i okazywać sympatię. Każdy odchodził pokrzepiony, ze świadomością, że
został zrozumiany. Jednak pierwszeństwo dawała zawsze małym i ubogim. Dla nich
miała zawsze czas, ofiarowywała pomoc, nie szczędziła gestów delikatności. W końcowym okresie swego życia, jedynym
odprężeniem dla niej, na które zawsze się zgadzała, było przyjmowanie małych
pensjonarek z ul. Varin (obecnie Muzeum Rodin), przyprowadzanych przez
wychowawczynie do pobliskiego Domu Generalnego, w którym przebywała. Dzieci
siadały wokół świętej pod wielkim cedrem....radosnym rozmowom nie było końca. Ona zadawała im pytania lub odpowiadała na ich pytania, umilając czas
rozdawaniem smakołyków - radość była obustronna, ponieważ dzieci świetnie
rozpoznają tego, kto je kocha...
Zmarła
25 maja 1865 roku, w święto Wniebowstąpienia. Beatyfikowana została w 1908
roku, a kanonizowana w1925 r. Dzisiaj około 4000 zakonnic na wszystkich
kontynentach stara się żyć według jej wzoru i kontynuować jej dzieło. Na całym
świecie tysiące uczennic i dawnych uczennic
oraz wychowawców i różnego rodzaju współpracowników czerpie z bogactwa
wpływu jej miłości i świętości, często nie zdając sobie z tego sprawy.
Jej relikwie znajdują się w kościele pw. św. Franciszka Ksawerego w Paryżu .