Tekst oświadczenia prof. Janusza Gadzinowskiego:
„Przyłączam się do protestu w sprawie regulacji prawnych dotyczących procedury in vitro. Jako katolik uznaję wszystkie argumenty Kościoła Katolickiego.
Jako lekarz i kierownik największej Kliniki Neonatologii w Polsce
obserwuję oprócz radości rodzin z powodu posiadania dziecka w
następstwie stosowania metody in vitro, także tragedie będące
konsekwencją częstszego występowania ciąży mnogiej z ryzykiem porodu
przedwczesnego (często w fazie ciąży, gdzie przeżycie jest niemożliwe).
Dochodzi do tego zwiększona częstość przetoczeń krwi między płodami
oraz większa liczba wad wrodzonych. Wszystko to powoduje zwiększoną
zachorowalność i śmiertelność noworodków. W szeregu krajów metody in
vitro spowodowały wystąpienie „epidemii ciąży mnogiej”. Należy obawiać
się, że do podobnego zjawiska dojdzie w naszym kraju po uchwaleniu
ustawy. Dochodzi do tego problem tzw. „eliminacji płodu”, czyli zabicia
jednego z dzieci w łonie matki w celu ograniczenia liczby płodów i w
intencji wykonawców zwiększenia szans ich przeżycia. Z przerażeniem
słucham wystąpień na ten temat na międzynarodowych sympozjach, ponieważ
wykładowcy mówią o tym tak, jakby zabili kurczaka, bowiem jest to dla
nich normalne.
Nieznane są też następstwa zdrowotne, które mogą nastąpić w następnych generacjach.
Jako były konsultant krajowy ds. neonatologii oraz były przewodniczący Programu Poprawy Opieki Perinatalnej w Polsce zwracam uwagę na fakt, że Polska ma jedne z najgorszych wskaźników umieralności noworodków i niemowląt w UE. Uważam, że wszystkie wysiłki edukacyjne, organizacyjne, finansowe powinny pójść w kierunku ratowania dzieci, które już są na świecie. Czy ktoś przewidział konieczność wzrostu nakładów na oddziały noworodkowe, ponieważ w konsekwencji ustawy nastąpi wzrost liczby noworodków chorych i przedwcześnie urodzonych i trzeba będzie je leczyć? Zjawisko to wystąpiło już w innych krajach, więc niewątpliwie wystąpi i w Polsce w następstwie ustawy”.
Rzecz jasna, w relacjach Magdaleny Zofii i w relacjach przyjaźni innych członkiń Zgromadzenia w tamtych czasach aspekty te nie występowały oddzielnie, ale wzajemnie się przenikały.
Magdalena Zofia i Filipina Duchesne spotkały się w Grenoble w grudniu 1804 roku i moc tego spotkania na progu klasztoru Ste Marie Den Haut, naznaczyła ich relację na resztę ich wspólnej drogi. Filipina zachowała swą głęboką miłość i szacunek wobec Zofii przez całe swe życie. Po latach bliskich osobistych kontaktów w Grenoble i w Paryżu w latach 1804-1818, które miały miejsce aż do wyjazdu Filipiny do Luizjany w 1818 roku, nigdy później już się nie spotkały.
Magdalena Zofia kochała i podziwiała Filipinę. Szanowała jej szlachetność i lojalność oraz jej wierność misyjnemu powołaniu. W 1841 roku Zofia mówiła o swoim zadziwieniu, gdy Filipinie udało się w końcu dotrzeć do Indian w Sugar Creek. Zofia wiedziała o długim, usilnym oczekiwaniu Filipiny, od 1818 do 1841 roku, poprzez lata pełne zaangażowania w pracę misyjną w Missouri i w Louisianie. A mimo to w roku 1841 Zofia uznała , że Filipina jest niemal zbyt wiekowa, by wyruszyć w drogę 600 mil rzeką Missouri do Sugar Creek.
W rzeczy samej – Filipina była poważnie chora w 1841 roku, ale z pomocą jej przyjaciół, zwłaszcza nieustraszonego jezuity, Pierre-Jan de Smet, osiągnęła długo oczekiwany cel – Sugar Creek. Obraz mężnej Filipiny Duchesne, w końcu wypełniającej swoje przeznaczenie, może być przedmiotem medytacji nad tajemnicą naszej osobistej historii życia, podobnie jak to było w przypadku samej Magdaleny Zofii.
Jakkolwiek Zofia i Filipina były dobrymi przyjaciółkami zarówno w aspekcie osobistym, jak i duchowym, to jednak różniły się w swojej wizji, a także w predyspozycjach dotyczących sprawowania władzy przełożeńskiej w Zgromadzeniu. To było źródłem bólu dla nich obu.
Musimy umiejscowić te osobiste trudności w kontekście końca XVIII i początku XIX wieku we Francji. W tym czasie, formy życia religijnego stopniowo przemieniały się z monastycznych struktur, do bardziej społecznych zadań dla kobiet zakonnic - w sferze edukacji i służby zdrowia. Zofia i jej towarzyszki próbowały tworzyć nową wspólnotę, która byłaby zakorzeniona w tych nowych przestrzeniach, ale każda z nich wyrastała z zupełnie innego środowiska i miała inny bagaż doświadczeń.
Filipina Duchesne była uformowana w tradycji Wizytek i to – w sposób oczywisty –naznaczyło całe jej życie. Ta formacja stała się źródłem trudności dla obu przyjaciółek. To, w jaki sposób Filipina rozumiała sprawowanie władzy, zwłaszcza w tak kluczowych chwilach w Missouri i w Luizjanie, wywoływało w Zofii głęboką frustrację. Musiała ona bowiem prowadzić Zgromadzenie w czasie gwałtownego rozrastania się i nagłej potrzeby stabilnych, efektywnych struktur. Ze swej strony, Filipina ciągle przypominała Zofii, że jej ( Filipiny) darem nie jest zarządzanie i prosiła ją o zwolnienie jej z tej odpowiedzialności. Jednakże Zofia ceniła sobie moralną i duchową postawę Filipiny i nie chciała odsuwać jej na bok. W końcu jednak Zofia musiała przekazać przełożeństwo w Luizjanie w inne ręce.
Te trudności się spotęgowały, gdy delegatka Zofii Barat, Elżbieta Galizin, wizytowała amerykańskie wspólnoty w latach 1839-1843. Ta wizytacja była dla Filipiny bardzo trudna, uważała ona bowiem, że decyzje Elżbiety Galizin dotyczące jej osobiście, były popierane przez Zofię. Tak nie było, ale nieporozumienie wyszło na jaw dopiero w 1846 roku, wówczas, gdy obie były w stanie rozwiązać ten problem i podjąć na nowo korespondencję.
Możemy być zaskoczone otwartością i szczerością w listach Magdaleny Zofii Barat i Filipiny Duchesne. Piszą zupełnie otwarcie o swojej miłości i sympatii, o swoich trudnościach i napięciach, swoich wzlotach i upadkach, nieporozumieniach i pojednaniach. W czasach Zofii i Filipiny ludzie mówili sobie prawdę o wiele bardziej wprost niż my dziś to czynimy, zatem zranienia i nieporozumienia mogły być odkryte w szczerości.
Przyjaźń Zofii i Filipiny przetrwała, ponieważ była skoncentrowana na ich miłości do Chrystusa i na ich miłości wzajemnej. Te dwa wymiary ich przyjaźni dały im siłę do przetrwania, nawet przy tak rozbieżnych poglądach, co do struktury i wizji Zgromadzenia Najświętszego Serca Jezusa.
REFLEKSJA
W dniach od 23 do 30 grudnia 2010 r. w Demokratycznej
Republice Kongo odbyło się spotkanie młodych profesek, czyli sióstr o ślubach
czasowych, z krajów Afryki gdzie obecne jest Zgromadzenie (DRK, Uganda, Kenia,
Czad, Egipt).
Z prowincji Uganda/Kenia, gdzie jest obecnie 15 młodych
profesek, warunki pozwoliły na przyjazd jedynie trzech, trzy kolejne
przyjechały z Egiptu oraz w spotkaniu wzięło udział 16 sióstr z DRK.
Kongijki przedstawiły sylwetkę afrykańskiej młodej kobiety, akcentując wartości tj.: zmysł religijny, zdolność do wnikliwej obserwacji, gościnność, solidarność, troskę o innych oraz szacunek dla życia. A następnie zaprezentowały charakterystyczne cechy afrykańskiej młodej profeski Zgromadzenia Najświętszego Serca Jezusa:
Monique Fabre, Francuska, która była swego czasu ekonomką
generalną, a obecnie należy do prowincji Kongo, poprowadziła refleksję nad
życie wspólnotą dóbr i realiami finansowymi.
Kongijski jezuita o. Mpay mówił im o jednej Afryce, chociaż będącej zbiorowością wieloetniczną i wielorasową, o dialogu jakiego potrzebuje Afryka: dialogu pomiędzy narodami, wspólnotami, poszczególnymi osobami, gdyż jest ona siecią różnych tożsamości i kultur. Ojciec Mapy ukazał potrzebę krytycznego przyjrzenia się, w świetle przesłania Jezusa Chrystusa, niektórym afrykańskim tradycjom. Ukazał także afrykańską duchowość szczególnie w odniesieniu do tradycyjnych afrykańskich wierzeń tj.: animizm, fetyszyzm, magia, czary, etc .
Siostry sporządziły również listę zaangażowań dla afrykańskiej młodej profeski oraz odwiedziły kilka wspólnot i dziel prowadzonych przez siostry także poza stolicą kraju, Kinszasą.
Na podstawie Africa: Meeting of the Young Professed RSCJ
Wspaniałą
grupę nowicjuszek Sacré Coeur tworzą: Katie, Karen i
Siobhan z Wielkiej Brytanii, Sandra z Francji, Patricia z Hiszpanii oraz Alicja
z Polski. Przebieg naszego spotkania zorganizowały i koordynowały nasze siostry
mistrzynie: Mary, Noëlle i Dorota.
Spotkałyśmy się w domu rodzinnym św. Magdaleny Zofii Barat, założycielki naszego Zgromadzenia, aby smakować atmosferę tego wyjątkowego miejsca, gdzie się urodziła i wychowywała, aby z nią przebywać. Miałyśmy czas, aby podzielić się naszymi refleksjami: Kim jest Sophie dla każdej z nas? Patrząc na jej drogę życia, opowiadałyśmy o naszej osobistej drodze powołania do Zgromadzenia Najświętszego Serca Pana Jezusa. Cisza, prostota i pokój tego domu pomagały nam odpocząć i cieszyły serca.
Wspólny czas służył nie tylko skupieniu, lecz także poznaniu siebie nawzajem,
a więc wieczorami spotykałyśmy się na tańcach i zabawach, które jeszcze
bardziej nas integrowały i wywoływały dużo śmiechu.
W ramach poznawania okolicy wybrałyśmy się m.in. na spacer do winnic, po których oprowadziła nas jedna z sióstr. Zupełnie inaczej brzmi Ewangelia o winnym krzewie, o przycinaniu latorośli i ich oczyszczaniu, kiedy tę czynność można osobiście zobaczyć.
Spotkałyśmy się także ze wspólnotą naszych sióstr, które w tym domu prowadzą obecnie Centrum Sophie Barat, służące jako dom rekolekcyjny oraz miejsce, do którego przybywają pielgrzymki z całego świata, także uczniowie szkół Sacré Coeur.
Po
4 wspólnych dniach w Joigny polski nowicjat udał się do Paryża, aby tutaj przez
dwa dni podróżować śladami św. Magdaleny Zofii, której ciało obecnie spoczywa w
kościele św. Franciszka Ksawerego.
Wróciłyśmy z wdzięcznością za możliwość bycia w Joigny i w Paryżu, posmakowanie choć przez kilka dni kultury i miejsc, które kształtowały charakter i życie naszej kochanej Sophie.
Alicja Banach
Swoją pracę misyjną w Afryce rozpoczęłam w 1995 w
dawnym Zairze a obecnym Kongo. Pracowałam tam jako odpowiedzialna za
przychodnię i porodówkę lecząc chorych i prowadząc kampanie
profilaktyczno-zapobiegawczą (szczepienia, nauczanie o zwalczaniu i zapobieganiu
chorobom.). Od roku 2001 pracuje w Czadzie. Początkowo przez osiem lat
pracowałam w duszpasterstwie młodzieży a obecnie od 3 lat prowadzę przychodnie
„CEDIAM”. Jest to centrum diecezjalne edukacyjno-lecznicze do walki z wirusem
HIV i zapobieganiu chorobie AIDS, oraz towarzyszeniu osobom chorym.Powstało
ono osiem lat wcześniej z inicjatywy pani Anny Lonsdorfer (kooperantki
niemieckiej) w dwóch małych pomieszczeniach parafialnych. Początkowo była tylko
sensybilizacja i odwiedzanie chorych. Trzy lata później, gdy zatrudniła ona
pielęgniarza, który zrobił swoją specjalizację z HIV/AIDS rozpoczęto robić
testy na wykrywalność tego wirusa. Do przychodni zaczęło przychodzić coraz
więcej osób, więc pomieszczenia stały się zbyt małe. Potrzebne było miejsce na
laboratorium, sale konsultacji medycznych, biuro, sale na robienie counseling tzn. przygotowania
do robienia testów i dawania wyników. Po pięciu latach, gdy umowa z panią Anną
się skończyła i nie było, komu przejąć odpowiedzialności biskup poprosił mnie
bym podjęła tę pracę.
W roku 2008
diecezja wypożyczyła nam jeden opuszczony od kilku lat budynek do prowadzenia
tej działalności dla dobra tamtejszej ludności. Rozpoczęłam od wielkiego
remontu. Po kapitalnym remoncie mogę już inaczej funkcjonować. Mamy coraz
więcej pracy i potrzeby są ogromne gdyż jest nas tylko dwoje a pracy przybywa. Również
potrzeby materialne i finansowe są coraz większe. Potrzebujemy środków na:
zakup leków, testów, sprzętu medycznego i do laboratorium, strzykawek, przyborów
szkolnych dla dzieci, żywności dla sierot, wypłatę dla jeszcze jednego
pielęgniarza, którego potrzeba zaangażować. Nasza działalność jest możliwa przede
wszystkim dzięki wsparciu finansowym dobroczyńców.
Obecnie w leczeniu mamy ponad 340 chorych, ponadto 120 dzieci sierot i półsierot, ofiar HIV/AIDS, którym pomagamy materialnie. Kilka osób jako akompaniatorzy chorych i dzieci sierot pomaga nam w tej pracy bezinteresownie, otrzymując na koniec miesiąca drobną zachętę materialną. Od ubiegłego roku nasza przychodnia została wytypowana do szkolenia kadry medycznej w tym kierunku, więc mamy pielęgniarzy na stażach formacyjnych i praktycznych w kierunku HIV/AIDS.
Jedynie dzięki pomocy boskiej i ludzkiej możemy tam pracować w takich warunkach, w temperaturze ponad 50 stopni, dla tych najbardziej biednych, chorych, opuszczonych na większą chwalę Serca Jezusa i Maryi.
s. Róża Biegańska rscj
Oficjalne uroczystości z udziałem władz państwowych odbyły
się podczas uroczystości św. Magdaleny Zofii Barat, założycielki Zgromadzenia,
25 maja br. Tego też dnia została otwarta wystawa poświęcona działalności
Szkoły. W kilku salach lekcyjnych zaprezentowano oryginalne pamiątki,
dokumenty, zdjęcia począwszy od początków istnienia Szkoły jak również
odtworzono wygląd sypialni dziewcząt w pensjonacie i sali lekcyjnej.
Siostra Dyrektor Joanna Chudzik w pasjonujący sposób oprowadzała po wystawie i
objaśniała eksponaty, jak zawodowy przewodnik.
Dnia 29 maja, w niedzielę miał miejsce zjazd dawnych wychowanek i wychowanków
Szkoły. Wiele osób przyjechało już w sobotę, by spędzić więcej czasu w murach
drogiej sercu Szkoły. A ok. 300 osób uczestniczyło w dziękczynnej Eucharystii
celebrowanej przez wikariusza generalnego Towarzystwa Chrystusowego ks.
Krzysztofa Grzelaka. W homilii wskazywał, że prawdziwym nośnikiem wartości przekazywanych przez Szkołę są ludzie świadczący swoim życiem o radości
płynącej z osobistego spotkania z Jezusem Chrystusem, dzielenie się miłością
Jego Serca, darem wiary. Niezależnie jak bardzo współczesny świat krzyczy, że
nie potrzebuje Boga tym bardziej niezbędni są autentyczni świadkowie.
Siostra Dyrektor powitała wszystkich zebranych podkreślając
wagę wdzięczności za ofiarną pracę matek, sióstr, nauczycieli świeckich i
personelu administracyjno-gospodarczego w dziewięćdziesięcioletniej historii
Szkoły oraz obecność wychowanek i wychowanków, bez których nie ma żadnej szkoły
a siostra prowincjalna Maria Broniec życzyła wytrwałości w życiu wartościami
wyniesionymi ze Szkoły. Przeczytano również wzruszający list jednej z uczennic
zdającej maturę w 1965 roku, mieszkającej obecnie w Szwecji, będący
wspomnieniem lat szkolnych i dziękczynieniem Panu Bogu za ten dar.
Obecne uczennice pod kierunkiem s. Anny Musiał, przygotowały
program artystyczny oparty na wspomnieniach dawnej wychowanki, Katarzyny Kuleli,
z książki pt: „Moja podróż do Polskiej Wsi”. Był także pokaz dawnych zdjęć i
pocztówek oraz piękna gra na fortepianie naszej uczennicy z Ukrainy Nasti.
Popołudnie było wypełnione rozmowami, spotkaniami, nierzadko po latach, choć wiele naszych dawnych ma ze sobą żywy kontakt mimo dziesiątek lat dzielących je od matury.
Dziękujemy Siostrom i osobom świeckim za trud przygotowania tego spotkania a Panu Bogu za Jego wierną obecność i udzielanie miłości Jego Serca poprzez konkretnych ludzi, wydarzenia i wszystkie dary Jego dobroci.